czwartek, 31 sierpnia 2017

Seria "Ember in the Ashes" - Sabaa Tahir [BEZ SPOILERÓW]

Nie będę owijać w bawełnę. ALEŻ TO BYŁO DOBRE!!! Kilka blogerek gorąco polecało mi tę historię i muszę przyznać, że wiedziały, co mówią. Dawno nie zdarzyło mi się, że przy jakiejś książce dosłownie straciłam rachubę czasu, ale tak było tym razem.
 
 
 
 
 
 
 
Tytuł: Ember in the ashes. Imperium ognia
Autor: Sabaa Tahir
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron:512
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Tytuł: Pochodnia w mroku
Autor: Sabaa Tahir
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron:512
 
 
 
 
 
 
 
 

Świat przedstawiony, czyli Imperium, dzieli się zasadniczo na dwie kasty: Wojan, którzy rządzą twardą ręką, oraz pozostałe nieustannie pacyfikowane nacje: Plemieńcy, Scholarzy i oddaleni (więc mniej gnębieni) Morzanie. Laia należy do Scholarów - ludu, który niegdyś mógł poszczycić się wspaniałymi bibliotekami i uniwersytetami, a teraz jest najbardziej gnębiony przez Wojan. Choć wraz z bratem Darinem i dziadkami stara się prowadzić w miarę spokojne życie, pewnego dnia jej brat zostaje oskarżony o zdradę. Chcąc go ratować, musi podjąć się zadania, które dla młodej, nieprzystosowanej do walki dziewczyny wydaje się być awykonalne - ma zostać niewolnicą najbardziej brutalnej, pozbawionej skrupułów osoby w Imperium, Komendantki, sprawującej władzę w Akademii "produkującej" Maski - najskuteczniejszych i najbardziej bezwzględnych żołnierzy Imperium. To właśnie tutaj naukę kończy Elias. Mimo świetnych wyników i czekającej kariery nie do końca zadowala go dotychczasowe życie, a w głowie wydawałoby się perfekcyjnie wyszkolonego wojownika budzą się wątpliwości. Do czego doprowadzi spotkanie tej dwójki, która stoi po przeciwnych stronach barykady? - Gwarantuję Wam, że na pewno nie do ckliwego romansu między biedną, uciśniona dziewczyną, a bohaterskim żołnierzykiem :D


Minęło trochę czasu, odkąd skończyłam czytać tę sagę, ale mam nadzieję, że uda mi się oddać wszystko to, co kłębi mi się w głowie. Pierwszym plusem jest to, że narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw - jakże by inaczej - Lai i Eliasa. Dzięki temu czytelnik otrzymuje szerszy pogląd na świat przedstawiony, staje się on pełniejszy, bogaty w detale. W sposób interesujący, ale wyważony autorka dawkuje opisy ulic, wnętrz, wyglądu danej postaci, zwyczajów i zachowań. Dzięki temu czytelnik bez trudu staje się częścią historii i, mówię to z ręką na sercu, nie łatwo ją później opuścić. Oprócz tego taki rodzaj narracji pozwala poznać spojrzenie osób znajdujących się w dwóch ekstremalnie różnych sytuacjach. Laia na samiutkim początku nie wzbudziła mojej sympatii, jednak z nieukrywaną przyjemnością śledziłam rozwój jej postaci. Autorka przy opisach jej życia nie szczędziła brutalnych szczegółów, ale nawet dla ludzi ze średnią tolerancją na literackie jatki (czyli takich jak ja) są do przyjęcia, bo idealnie wpasowują się w wykreowaną rzeczywistość. To, co przechodziła Laia jako niewolnica w Akademii było trudne, ale podobało mi się, w jak przemyślany i przede wszystkim logiczny sposób z tchórzliwej beksy stawała się świadomą sytuacji, zdeterminowaną do wykonania swojej misji buntowniczką, a wątpliwości, które ją nawiedzały, dodawały tej przemianie wiarygodności. Dodatkowo dramaturgii dodawało widmo konsekwencji, które dziewczyna może ponieść ze strony Komendantki, jeśli ta odkryje jej prawdziwe zamiary.


Co do Eliasa, to trochę bałam się, że będzie to kolejny pan idealny, ale na szczęście tak nie było. Kupił mnie swoją inteligencją, bo to cenię najbardziej. Jako jedyny, a w każdym razie jeden z niewielu potrafił obserwować świat, w którym żyje i wyciągać z niego wnioski. Dostrzegał bezrefleksyjne podporządkowanie się Wojan, którzy bez mrugnięcia okiem terroryzowali Scholarów, w imię wyższego celu jedynego słusznego Imperium. Może to ekstremalne porównanie, ale taka indoktrynacja kojarzyła mi się z Koreą Północną. Kto oglądał film "Defilada", ten będzie wiedział o co mi chodzi.

Akcja od początku przyjemnie nabiera tempa, jednak naprawdę galopować zaczyna przy rozpoczęciu prób. Bardzo ciekawie zostały tutaj oddane dylematy moralne, które mieli ich uczestnicy, jednak nie mogłam pozbyć się skojarzenia z "Igrzyskami Śmierci". W ogóle, nie wiem absolutnie czemu, wyobrażając sobie Komendantkę miałam przed oczami panią prezydent Coin. Cóż, nie przeszkadzało mi to jedak śledzić wydarzeń z zapartym tchem, bo też to, co zafundowała ich uczestnikom autorka, było, delikatnie mówiąc, nieprzewidywalne.


Rzadko mi się to zdarza, ale w przypadku Ember... zdecydowanie bardziej zainteresowały mnie kobiece postaci. Laia świetnie sprawdziła się jako interesująca główna bohaterka, Komendantka to prawdziwy czarny charakter, jednak nie z tych, które lubię, bo jej okrucieństwo momentami przyprawiało mnie o zgrozę. Kolejną interesująca kobietą jest Helena - jedyna Maska płci żeńskiej w swoim pokoleniu i przyjaciółka Eliasa. Jej postać również ciekawie się rozwija, szczególnie w drugiej części książki. Jest świetnym kontrastem dla pełnego wątpliwości Eliasa - ona jest całkowicie oddana Imperium. Nie umie lub nie chce dostrzec tego, co ono robi z człowieczeństwem a obowiązek stoi ponad wszystkim.

Końcówka pierwszego tomu dosłownie wgniotła mnie w fotel. Niesamowicie przypadło mi do gustu to, jak realistyczny świat stopniowo obrasta w elementy magii. Nadaje to pewnej tajemniczości i jeszcze bardziej podkręca akcję. A muszę przyznać, że Sabaa Tahir nie oszczędza swoich bohaterów, zostawiając czytelnika z koprem zamiast mózgu, bo nie sposób pojąć, co się tu odwaliło. W takim też klimacie skończyła się część pierwsza i dziękuję wszystkim słodkim jeżom, że miałam od razu pod ręką tom drugi, bo, mówiąc kolokwialnie, bym nie zniesła.


Co by nie zdradzać za wiele, powiem tylko, że Pochodnia w mroku uniknęła klątwy drugiego tomu i czyta się ją jak dalszą część historii, tylko fizycznie w osobnej książce. Opisy w dalszym ciągu są elektryzujące, a magia i symbolizm w sposób jeszcze bardziej widoczny przeplatają się z brutalnością i niebezpieczeństwem, postać Łowczyni Dusz - mistrzowska.

A jeśli już o niebezpieczeństwie mowa. Jest ich tak szalona ilość, że bohaterowie dosłownie "przeciskają się" między nimi w jedynych dostępnych maleńkich szczelinach. Nie oznacza to jednak, że pojawia się nadmiar wątków. Wszystko się elegancko zgadza, tajemnic i niewyjaśnionych kwestii przybywa w odpowiedniej ilości i tempie, a autorka poszła o krok dalej, wplatając w to jeszcze grę psychologiczną osób, które dobrze się znają. Nawet wątek romantyczny mi się podobał, bo nie był oczywisty i nie do końca wiadomo, w którą stronę finalnie się rozwinie.

Może i niektóre motywy są oklepane i wtórne, ale są też i takie, które wnoszą powiew świeżości. Ja przy obu tomach Ember in the ashes bawiłam się świetnie do tego stopnia, że za jednym podejściem pochłonęłam coś koło 500 stron, a w tym momencie już przebieram nóżkami w oczekiwaniu na tom trzeci. Polecam gorąco.
8/10

Big up!

11 komentarzy:

  1. Zazdroszczę ci, że od razu po przeczytaniu pierwszego mogłaś sięgnąć po drugi. Nie musiałaś tyle cierpieć co my! Ale super, że ci się podobało. Teraz pozostaje czekać na trzecią część <3

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Generalnie zawsze lubiłam tego typu klimaty, ale ostatnimi czasy jakoś się od nich oddaliłam, nie wiem czemu. Twoja recenzja bardzo mnie jednak zachęciła do sięgnięcia po tę pozycję, więc może kiedyś, jak czas pozwoli, to się z nią zapoznam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubisz tego rodzaju literaturę, to polecam sięgnąć, a podejrzewam, że sama lektura nie zajmie Ci dużo czasu :)

      Usuń
  3. Nie znam tej powieści i cyklu. Chyba okładka mnie odstraszyła :)
    Nie wiem, czy sięgnę. Ostatnio bardzo mnie rozczarowały podobne pozycje. Podoba mi się jednak Twój tekst - gratuluję tak ładnej recenzji, spójnej i ciekawie napisanej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, okładki nie zachwycają, ale treść się broni.
      Bardzo mi miło! Dziękuję :)

      Usuń
  4. No to będę musiał zapolować, z tego co czytam to idealny cykl dla mnie, uwielbiam te klimaty. Dzięki za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja cierpiałam czekając na drugi tom, który skończył się tak, że jestem zadowolona i spokojnie czekam na trzeci tym razem :D tak to jest naprawdę dobre! Ja jestem ogromną fanką tej serii i nie zauważam żadnych powtarzających się schematów - po prostu połknęłam tę historię! A Eliasa Veturiusa po prostu kocham najmocniej jak się da kocha postać fikcyjną :) cudo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie Elias plasuje się wysoko na liście moich książkowych mężów :D co do schematu, to chodziło mi o coś w rodzaju miłości, która nie powinna się wydarzyć, bo zakochani stoją po dwóch stronach barykady, ale w sumie nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo :)

      Usuń
  6. Nie za bardzo przepadam za tego typu ksiazkami - musze miec na nie "natchnienie". Ale super, ze Tobie sie tak podobala :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podobał Ci się wpis - zostaw komentarz. Będzie mi bardzo miło :)
A jeśli Ci się nie podobał - to też zostaw komentarz, byle (w miarę) cenzuralny i konstruktywny - chętnie dowiem się czegoś, czego bez Twojej pomocy bym się nie dowiedziała i poznam Twoje spojrzenie na dany temat :)