poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Czy obłęd pachnie pieprzem i imbirem? - Demon luster Martyny Raduchowskiej

Zauważyłam, że jeśli pierwsza część jakiejś książkowej serii jest co najmniej dobra, to często zdarza się, że na tom drugi spada jakaś klątwa, niemoc twórcza autora, czy cokolwiek innego i kontynuacja nie powtarza już tego sukcesu (jak choćby W pierścieniu ognia, które jest według mnie najsłabszą częścią Igrzysk śmierci). Z drugiej strony częściej trafiam na świetne kontynuacje - jak bezbłędna Siła niższa, Wiedźma Opiekunka czy Królestwo kanciarzy. Szamanka od umarlaków Martyny Raduchowskiej co prawda nie wbiła mnie w fotel, ale bieg wydarzeń cudownie się tu rozwinął i zakończenie pozostawiło mnie z nieodpartą chęcią poznania dalszego ciągu. Czy Demon luster uniknął klątwy drugiego tomu? - Po tym przydługim wstępie spieszę Wam o tym opowiedzieć :D

 




Tytuł: Demon luster
Seria: Szamanka od umarlaków (tom 2)
Autor: Martyna Raduchowska
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 416
Tłumaczenie: -







Nie da się ukryć, że zbuntowane medium w osobie Idy Brzezińskiej (czarnej owcy znamienitego rodu magów) wpakowało się w nie lada kabałę. Umiejętność rozmawiania ze zmarłymi sama w sobie komplikuje życie, a kiedy dodamy do tego złożenie nieśmiertelnej przysięgi, duszę jednego z "podopiecznych" uwięzioną po drugiej stronie lustra oraz niebyt wyciągający po szamankę swoje mroczne łapska i przyprawiający ją o obłęd, robi się naprawdę niewesoło. Gdyby tego było mało, Ida ma jeszcze na karku funkcjonariuszy z Wydziału Opętań i Nawiedzeń, z którymi musi współpracować. A marzyło jej się zwyczajne studenckie życie...


W przypadku Demona luster  pierwszym plusem jest to, że historia rozpoczyna się niemal dokładnie w tym miejscu, w którym skończyła się część pierwsza. Czasem jest tak, że autor chce zasiać w czytelniku ziarno niepewności i dezorientacji, zaczynając od pozornie oderwanych zdarzeń czy opisów, które nabierają sensu z biegiem fabuły. Tutaj mamy nieco tajemniczy prolog, jednak jest on dobrym wprowadzeniem do czekających wydarzeń, a mając w pamięci zakończenie pierwszego tomu, można oczekiwać, że będzie się działo dużo. Chociaż większa część Szamanki... upływała pod znakiem lekkiego, pełnego humoru fantasy, fabuła pod koniec przeszła w zdecydowanie mroczniejszy klimat, który został utrzymany w części drugiej. Wraz z Idą zagłębiamy się w coraz mroczniejsze wizje, czujemy obecność demona czającego się po drugiej tronie lustra, a w powietrzu unosi się zapach pieprzu i imbiru...

Podobnie jak w przypadku Szamanki od umarlaków akcja nie gna z kopyta od pierwszych stron, co nie zmienia faktu, że od historii trudno się oderwać. W moim przypadku przeczytanie Demona luster zajęło dwa wieczory. Martyna Raduchowska potrafi zaintrygować czytelnika. Bardzo podobała mi się plastyczność opisów, a że w dodatku mam bujną wyobraźnię, to na przykład koszmary senne Idy stały mi przed oczami jak żywe. Mimo to nie zabrakło również całego wagonu sarkazmu i fury komicznych sytuacji. Oprócz tego pojawiają się nowe zagadki, a sama postać Demona luster przestaje być tak oczywista i kryje w sobie drugie dno. Autorka sprytnie ominęła schematy, przez co z jednej strony bardzo chciałam poznać zakończenie historii, a z drugiej szybko kurcząca się liczba stron do przeczytania trochę mnie smuciła, bo Demon luster daje dużą przyjemność z samego czytania.


Na początku pierwszej części główna bohaterka średnio przypadła mi do gustu, ale z czasem polubiłam ją, jednak tym razem moje serce skradły postaci drugoplanowe. Przede wszystkim znowu spotykamy się z ciotką Teklą, która, we właściwy sobie sposób, pod maską nieco oschłej, dystyngowanej matrony ukrywa całą masę ciepła i troski o Idę. Przeinaczanie ksywki Kruchego (Chrupki? :D) z charakterystyczną dla Tekli zawziętością było rozczulające. A skoro o Chrup..., znaczy no, o Kruchym mowa, to jego postać również bardzo mile mnie zaskoczyła. Po lekturze Szamanki... można było odnieść wrażenie, że to taki typowy badass - szorstki w obyciu, z manierami pozostawiającymi wiele do życzenia, ale jednak w pewien sposób intrygujący i w ogólnym rozrachunku będący po prostu przyzwoitym gościem. Tymczasem okazuje się, że jego przeszłość jest bardzo skomplikowana i mimo upływu lat w dalszym ciągu rzutuje na życie i karierę łowcy w Wydziale Opętań i Nawiedzeń.


Pojawia się kilka nowych postaci, jednak spośród nich moje serce skradła Kornelia Kwiatuszek, znana także jako Skitlles. Poznajemy ją jako niepozorną, aczkolwiek (paradoksalnie) rzucającą się w oczy starszą panią, która pracuje w archiwum WON-u i ma bzika na punkcie kiczowatych ubrań i dodatków, szczególnie w kolorze wściekłego różu. Wszyscy, zwłaszcza współpracownicy, uważają ją za lekko stukniętą sekretarkę, która niewiele może i nie reprezentuje sobą nic ciekawego. Tymczasem nasza Kornelia to jedna z najinteligentniejszych i przede wszystkim najlepiej poinformowanych osób w WON-ie. Dużo zyskuje przy bliższym poznaniu, a połączenie szatańskiego sprytu i takiego babcinego ciepła daje zaskakującą mieszankę. Jest też jedna tajemnicza postać, którą poznajemy lepiej w tej części przygód szamanki od umarlaków. Wiadomo było, że "to nie Ida ma pecha. To Pech ma Idę"...  Więcej Wam nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy tym, którzy jeszcze nie czytali.

Na koniec wspomnę o jeszcze jednym plusie Demona luster, który również łamie pewne schematy w tego typu książkach i sprawia, że książkę czyta się zupełnie inaczej niż pokrewne jej historie. Mianowicie, mimo moich podejrzeń, nie ma wątku miłosnego/romansowego/trójkąta miłosnego/innych sztampowych chwytów. Jestem tym zachwycona, bo ile można czytać o dwójce ludzi, których życie wywróciło się do góry nogami, muszą ratować świat i walczyć o swoją miłość? Pani Martyno, dzięki Ci za to, że nam tego oszczędziłaś :)


Podsumowując: rzadko się to zdarza, ale z moich dzisiejszych wypocin wynika, że tom drugi podobał mi się bardziej niż pierwszy, chociaż przygody Idy Brzezińskiej z czystym sumieniem mogę polecić jako całość. Póki co żadne ptaszki nie ćwierkają o rychłym powstaniu trzeciej części (w jednym z wywiadów autorka powiedziała, że pomysł na kontynuację jest), jednak jeśli już zostanie napisana, to przeczytam z największą przyjemnością.
8/10

Big up!

Taki drobny making of z focenia :D to takie małe czarne, które ma w nosie, że właśnie mu się robi zdjęcie, to Hipis, a to słodkie, puchate i poczciwe, to... Demon :)

PS. Obiecuję, że już kończę :) w każdym razie chciałam tylko powiedzieć, iż myślałam, że mój blog to takie miejsce, do którego zagląda od czasu do czasu garstka ludzi, z czego większość całkowicie przypadkiem, tymczasem okazuje się, że mam stałego czytelnika, od którego w dodatku dostałam opieprz, że zaniedbuję bloga i on czeka na recenzję :) Kurczę, to takie miłe! Robert, pozdrawiam Cię serdecznie i obiecuję poprawę :D

3 komentarze:

  1. Ja się boje tej książki. "Szamanka"mnie zniszczyła. Chodziłam jak zombie bo zarwałam nocki, nie mogąc się od niej oderwać. I co teraz? Powtórka z rozrywki?

    Pozdrawiam i zapraszam!
    Biblioteka Feniksa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może być nawet gorze :D W każdym razie - według mnie warto ;)

      Usuń
  2. Jupi, to ja się nie mogę doczekać lektury :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podobał Ci się wpis - zostaw komentarz. Będzie mi bardzo miło :)
A jeśli Ci się nie podobał - to też zostaw komentarz, byle (w miarę) cenzuralny i konstruktywny - chętnie dowiem się czegoś, czego bez Twojej pomocy bym się nie dowiedziała i poznam Twoje spojrzenie na dany temat :)