wtorek, 18 lipca 2017

Wielu innych czeka cierpienie. Wielu innych czeka śmierć - Krótka historia siedmiu zabójstw Marlona Jamesa

Dziś przychodzę do Was z moim zeszłorocznym prezentem mikołajkowym, który sama sobie zrobiłam :D Czytałam tę książkę bez mała cztery miesiące, tak długo nie zeszło mi nawet ze "Szczygłem", ale najwidoczniej z tymi wymagającymi tytułami tak już jest.
 
 
 
 
 
Tytuł:Krótka historia siedmiu zabójstw
Autor: Marlon James
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 752
Ocena: 9/10 
 
 
 
 
 
 
 
Nie mam pojęcia od czego zacząć, więc od razu powiem, że, jak widać, wcale nie jest to znowu taka krótka historia. Na nieco ponad 750 stronach, zapisanych zresztą nie największą czcionką, Marlon James prowadzi czytelnika przez kilkanaście lat z historii Jamajki - a jest to historia zupełnie inna, niż większość z nas sobie wyobraża. Nie będę ukrywać, że za małolata Jamajka kojarzyła mi się wyłącznie z Bobem Marley'em, upalonymi zielskiem, pokojowo nastawionymi rastamanami i walką z Babilonem, a ja beztrosko nosiłam zielono-żółto-czerwone bransoletki i nałogowo słuchałam reggae. Dobrze, że z tego wyrosłam, bo ta książka srogo zaburzyłaby mi światopogląd. Autor prowadzi nas przez sam środek getta, gdzie świst kul i rozboje są na porządku dziennym, gangi zaciekle walczą o terytorium, a lepsze jutro nigdy nie nadchodzi. Maluje przed nami obraz Jamajki dzikiej, brudnej, wyuzdanej i niezwykle fascynującej.


Początek książki był dla mnie bardzo trudny. Akcja przedstawiana jest z perspektywy naprawdę wielu bohaterów. Mamy tu na przykład dziennikarza Rolling Stone, donów szemranych dzielnic, egzekutorów, polityków, a nawet pannę z przyzwoitego domu, a to i tak jeszcze nie wszyscy. Akcja jest przez to bardzo niejasna i wykaz postaci zamieszczony na początku książki jest po prostu nieodzowny. Każdy przedstawia zupełnie inny światopogląd i odsłania stopniowo inny wymiar tego, wydawałoby się, zapomnianego przez Boga padołu.
 
Rozwarstwiona narracja to nie jedyna trudność. Bo sięgając po Krótką historię... trzeba przygotować się na to, że w 80 procentach napisana jest z błędami ortograficznymi i stylistycznymi, o co zresztą, jak zauważyłam, oburza się wiele osób, którym książka się nie spodobała. Ale nie, nie jest to wina korektora, który dzień wcześniej zabalował. Chylę czoła i biję pokłony przed tłumaczem - Robertem Sudołem - za zrobienie czegoś, co według mnie było niemożliwe, a mianowicie za przełożenie jamajskiego patois na coś, co po polsku wygląda jak typowy slang półświatka. No i bądźmy szczerzy, nasi blokowi "gangsterzy" nie mówią raczej trzynastozgłoskowcem i nie używają zdań wielokrotnie złożonych, więc jak taki poprawny język miałby oddać klimat getta, gdzie ludzie najpierw uczą się obsługiwać broń, a dopiero potem mówić? Nie powiem, żeby mi to nie przeszkadzało, ale w pełni rozumiem ten zabieg i mimo tej kumulacji błędów i niebotycznej ilości wulgaryzmów, uważam go za słuszny.

Jeśli czytelnik nie zniechęci się tymi trudnościami, to zaczyna wsiąkać w ten duszny, mroczny i tajemniczy klimat. Skrajna bieda, domy podziurawione kulami - życie na "dauntaunie" ciężko nawet nazwać egzystencją. Każdy centymetr getta podporządkowany jest miejscowym gangom, a po zmroku lepiej pogasić światła i zaryglować drzwi. Ale to nie jedyna twarz Jamajki. "Aptaun" tętni nocnym życiem, szybkim seksem, wielką polityką i szemranymi interesami. Obie dzielnice wyglądają jak swoje odbicia w krzywym zwierciadle, tymczasem unosi się nad nimi duch reggae, które święci swój złoty okres.


Cała historia w ten czy inny sposób obraca się wokół postaci Śpiewaka i łatwo się domyślić, o kogo chodzi. Bob Marley to postać niemal mistyczna i otaczana czcią godną proroka. To on tak naprawdę zdefiniował reggae i użył go jako narzędzia do podkopania fundamentów Babilonu. Ktoś jednak poważył się podnieść na niego rękę i właśnie wokół zamachu z 1976 roku koncentruje się fabuła "Krótkiej historii...". Jest to niejasny epizod w historii Jamajki, sprawcy dokonanego na kilka dni przed wielkim koncertem "Smile Jamaica", który z założenia miał zakończyć panujący w kraju rozłam polityczny, nigdy nie zostali oficjalnie ukarani. Co kierowało zamachowcami? Jakie pobudki miał ktoś, kto podniósł rękę na orędownika pokoju? I co stało się z zabójcami po zamachu?

Mimo obszernych notatek bardzo trudno pisze mi się tę recenzję. Krótka historia... jest książką niesamowicie wielowymiarową i trudno rozpatrzeć ją z punktu widzenia czysto fabularnego. Każdy z narratorów opowiada tak naprawdę odrębną historię, która łączy się z innymi poprzez wydarzenia na Jamajce i poza nią. Poznajemy sposób myślenia i ambicje drugiego dona Kopenhagi (jednej z dzielnic Jamajki), wejście w gangsterski świat młodego chłopaka, który nie ma przed sobą żadnych perspektyw, czy relację dziewczyny, której jedna noc spędzona w domu Śpiewaka zmieniła cały życie i pchnęła do wyrwania się za wszelką cenę z przytłaczających ją konwenansów. Przyznaję, że miałam chwilę zwątpienia przy takim natłoku wszystkiego, ale cieszę się, że nie rzuciłam tej książki w kąt.

Krótka historia... jest powieścią zdecydowanie brutalną. Bez żadnego łagodzenia opisuje gangsterskie porachunki, poniżanie i uprzedmiotowienie kobiet, nadużywanie władzy przez policję. Słownictwo bywa rynsztokowe i co wrażliwsi mogą czuć się zniesmaczeni, ale naprawdę nie wyobrażam sobie innego sposobu opowiedzenia historii najmroczniejszych zakamarków getta. Autor przy tym wszystkim z niesamowitą skrupulatnością oddaje wszystkie opisywane emocje. Ogromne wrażenie zrobił na mnie opis strumienia świadomości chłopaka, który po raz pierwszy zażył narkotyki. Ta gonitwa myśli (bez ani jednej kropki czy przecinka), często ze sobą niepowiązanych, mocno działała na wyobraźnię. Podobnych opisów było więcej. Równie fascynujące były ostatnie myśli człowieka, który wie, że za swoje czyny poniesie śmierć. Ocierało się to o pewien mistycyzm, kiedy widmo czekającego końca pozwala na dużo głębsze postrzeganie i graniczy niemal z objawieniem.


W Krótkiej historii... nie ma ani jednego pozytywnego bohatera w pojęciu takim, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Śpiewaka nie liczę, bo mimo że wszystkie zdarzenia są z nim związane, on sam nie pojawia się ani jako narrator, ani bezpośredni uczestnik wydarzeń. Każdy z bohaterów ma co najmniej zwichnięty, jeśli nie przetrącony kręgosłup moralny, w sumie większość nie zaprząta sobie głowy dylematami sumienia, a subiektywne spojrzenia na to samo wydarzenie zależne jest od priorytetów i własnych korzyści. Kierują nimi różne motywy: żądza krwi, chęć wzbogacenia się, wyrwania z Jamajki, czy poszukiwanie sensacji. Wszyscy zamieszani są w ciemne i ciemniejsze sprawy i nie wiadomo, jaka historia zabójstwa i z kim w roli głównej będzie opowiedziana jako następna. Bardzo, bardzo podobała mi się natomiast kreacja sir Arthura George'a Jenningsa - zamordowanego przed laty polityka, który, z racji faktu iż nie stąpa po tym świecie, rzuca zupełnie inne spojrzenie na opisywane wydarzenia. Nie ocenia, a jego spokój jest niesamowitą przeciwwagą do kipiących nienawiścią, namiętnością i żądzami bohaterów.

Swoistego klimatu nadają książce wplecione w wypowiedzi bohaterów czy narrację fragmenty tekstów Boba Marleya. Większość, jeśli nie wszystkie, tak jak tytułowy, zostały przetłumaczone, więc sprawiało mi jakąś frajdę ich wychwytywanie. Stanowiły one coś w rodzaju znaków i mówiły za Śpiewaka. Kolejna rzecz, która mnie zaintrygowała to przedstawienie rastafarian, bardzo różne od moich wyobrażeń. Cóż... mogę powiedzieć tylko, że palenie zielska, rozważanie tekstów biblijnych i walka z Babilonem to nie jedyne ich zajęcia.

Cóż więcej mogę powiedzieć... Krótka historia siedmiu zabójstw jest książką niezwykle wymagającą, ale z pewnością jedyną w swoim rodzaju. Mierzyłam się z nią bardzo długo, jednak uważam, że było warto. Tak jak nie wszystkie książki muszą być arcydziełami, tak również nie wszystkie muszą być lekkie, zabawne i niewymagające. Jeśli lubicie sięgnąć czasem po coś nieoczywistego, co wymaga skupienia, a nawet pewnej cierpliwości i jeśli chcecie, żeby mroczna i wyuzdana Jamajka zmieliła Was na mentalną papkę i długo nie dawała o sobie zapomnieć, to się nie zawiedziecie. Jeszcze jedno: niech błędy stylistyczne i ortograficzne nie będą jedynym kryterium oceny dla tej książki, bo może i czytanie jest przez to utrudnione, ale takie jej rozpatrywanie jest krzywdzące.

A tak wyglądała książka po skończonej lekturze:


Big up!

23 komentarze:

  1. Książki otwierające oczy... Warto po takie sięgać, żeby wyjść poza swoje przekonania i wyobrażenia, które, jak sama napisałaś, mogą okazać się błędne :)Interesująca opinia! I tak, jak mówisz, wygląda na to, że błędy językowe są literacką stylizacją i próbą przełożenia patois na polski. Ciekawe, jak czyta się tę książkę w oryginale? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się :) Żałuję, że mój angielski jest na średnio zaawansowanym poziomie, bo raczej nie dałabym sobie rady z patois w oryginale, a to musi być ciekawe.

      Usuń
  2. Kilka razy czytałam recenzje tej książki, nikt nie zachęcił mnie tak jak Ty, zwłaszcza tym, jak wygląda książka po lekturze:P Wiesz, też podziwiam tłumacza, skoro potrafił w taki sposób oddać "ducha" językowego oryginału. Choćby tylko z tego powodu chętnie bym do niej zajrzała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku przebrnięcie przez ten sposób pisania jest naprawdę trudne. Cała książka i tak wymaga ogromnego skupienia, ale z tak niebanalnie opowiedzianą historią dawno nie miałam do czynienia.

      Usuń
  3. Lubię specyficzny język w książkach, więc jest spora szansa, że udało ci się mnie namówić. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To się nazywa porządna lektura! Jak się uporam z paroma innymi swoimi big książkami to może i po tą sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi interesująco :) szalenie zachęcająca recenzja ;) pięknie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. wiele stron, prawdopodobnie celowy zabieg związany z błędami w tekscie, mega ciężki temat, ale wydaje mi się ze bardzo ważny, chętnie sięgnę po ta książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, temat jest trudny, a w dodatku został przedstawiony bez żadneg owijania w bawełnę.

      Usuń
  7. Nie mam nic przeciwko wymagającym tomiskom, więc będę miała ten tytuł na uwadze. Dawno nie udekorowałam żadnej książki taką ilością zakładek. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapomniałam o jeszcze jednej sprawie. :) Zapraszam do udziału w zabawie: Konkurs z jazdą na rydwanie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo wymagająca propozycja czytelnicza, byłam nią zachwycona. :) Świetne dialogi, pobrzmiewający humor i przenikliwe opisy. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  10. Od dawna na mojej dłuugiej liscie książek które chcę przeczytać, chyba czas nadać jej rangę priorytetu

    OdpowiedzUsuń
  11. Twoja recenzja bardzo mnie zaciekawiła. Dopisuję książkę do mojej czytelniczej listy!

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety nie moja tematyka, jednakże Twoja recenzja jest bardzo ciekawa!

    Pozdrawiam cieplutko i ściskam :*
    M.
    martynapiorowieczne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Zaintrygowała mnie ta pozycja.
    ps.Prezent Mikołajkowy w sierpniu? ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podobał Ci się wpis - zostaw komentarz. Będzie mi bardzo miło :)
A jeśli Ci się nie podobał - to też zostaw komentarz, byle (w miarę) cenzuralny i konstruktywny - chętnie dowiem się czegoś, czego bez Twojej pomocy bym się nie dowiedziała i poznam Twoje spojrzenie na dany temat :)