sobota, 17 września 2016

... i masz pan rebelię - "Kosogłos" Suzanne Collins

Dużo się u mnie ostatnio dzieje. Chyba mogę powiedzieć, że w moim życiu zaszły zmiany o 180 stopni. Pierwsza połowa września upłynęła mi na życiu na walizkach, ucieczce na mój prywatny koniec świata i znalezieniu pracy. Na szczęście, wybierając się na koniec świata, nie zapomniałam o spakowaniu "Kosogłosa" ("Kosogłosu"?). Wcześniejsze spotkania z Katniss nie były idealne, o czym pisałam tutaj i tutaj, ale nie mogłam odmówić sobie poznania końca historii. Co z tego wynikło?  - zobaczcie sami.
 
 
 Tytuł: Igrzyska śmierci
Autor: Suzanne Collins
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 350
8/10

Końcówka "W pierścieniu ognia" pozostawiała spore zamieszanie - rebelia stała się faktem, osoby, które można było uważać za ostatnie, które chciałyby walczyć robią wszystko, żeby obalić władze Kapitolu, a Dystrykt 13 nie jest tak martwy i opuszczony, jak to było wmawiane mieszkańcom Panem. Właśnie w Trzynastce spotykamy się z Katniss i jej bliskimi. Jest przerażona i zdezorientowana, bo nie wie, co dzieje się z Peetą. Mimo początkowej niechęci, Katniss zgadza się zostać Kosogłosem - symbolem rebelii, zagrzewającym buntowników do walki i przypominającym o jej celu. Nie wszystko wygląda jednak tak, jak dziewczyna sobie wyobrażała. Zdaje sobie sprawę, że czeka ją najważniejsza walka w życiu, że od niej będą zależeć losy Panem, ale nie ma pojęcia, jak to wszystko się skończy i jakie będą konsekwencje dla niej samej.

Potwierdzam wcześniejsze informacje - "Kosogłos" to najlepsza część całej trylogii. To wręcz coś niesamowitego. Collins udowadnia, że młodzieżówki mogą mieć złożoną, wartościową fabułę, która na długo zostaje z czytelnikiem. Ta część z pewnością różni się od poprzednich - jest dużo brutalniejsza i jednocześnie jeszcze bardziej refleksyjna.

Jest kilka rzeczy, które mnie ujęły. Przede wszystkim bardzo inteligentne wplecenie ironii i pastiszu na współczesny kult celebrytów i gry pozorów. Bo po prawie 80 latach tyranii Kapitolu, corocznych Głodowych Igrzyskach, ludzie, dzięki młodej dziewczynie wreszcie znaleźli odwagę, aby się temu przeciwstawić. Są gotowi do walki, ale ciągle potrzebują bodźca. Potrzebują symbolu. A ten symbol musi mieć nienaganną cerę, szałowy strój i świetnie prezentować się przed kamerą na tle ruin i zgliszczy. Niech strzeli jakąś zagrzewającą do walki mowę, trochę umorusa się w kurzu, byle nie za bardzo, żeby nie zniszczyć wyglądu. Skądś to znamy, prawda? I czyż podobne metody nie były stosowane w Kapitolu, z którym tak usilnie walczą rebelianci?

Ale Katniss to Katniss, w kaszę sobie dmuchać nie da, wie, że nie o to chodzi w tej walce i jeśli ma być Kosogłosem, to na swoich zasadach. W tym tomie główna bohaterka przekonała mnie do siebie. I tym razem nie obyło się bez kilku niezbyt lotnych rozkmin i pakowania się w trudne sytuacje na własne życzenie, ale fantastyczne jest to, w jaki sposób autorka przedstawiła dojrzewanie Katniss w ciągu całej historii. Dziewczyna stała się silną młodą kobietą, która przeszła naprawdę dużo, ale jest świadoma stawki, o jaką walczą buntownicy i nie boi się poświęcić własnego życia. Nie jest tylko sterowaną pacynką, która przed kamerą wygłasza pompatyczne frazesy; angażuje się całą sobą w sprawę, cały czas mając na uwadze dobro najbliższych.

"Kosogłos" jest świetną książką z punktu widzenia psychologii postaci. Bohaterowie dosłownie ożywają na kartach książki. Możemy się wczuć w ich sytuację. Czytelnik odczuwa razem z Katniss ciężar odpowiedzialności, który na niej spoczywa. Główna bohaterka zdaje sobie sprawę, jak wiele osób przez  nią zginęło, wie, że stała się tak dużym autorytetem, że może to zagrozić nawet pani prezydent Dystryktu 13. Z drugiej strony widzimy, że wszystkie zdarzenia odcisnęły na bohaterce ogromne piętno emocjonalne i czasem, tak po ludzku, nie może sobie z nimi poradzić. Plus jeszcze dylematy miłosne, które już nie opierają się tylko na tym, którego z dwóch młodych mężczyzn Katniss ma wybrać. Obok tego wszystkiego mamy świetnie przedstawiony wątek polityczny. Manipulacje prowadzone przez obie strony konfliktu, interesowność i egoizm rządzących, dbanie o własne interesy, kryjące się pod sloganami "wspólnej sprawy". Coś pięknego po prostu.

Moje serce skradło to, że w "Kosogłosie" nie ma tak naprawdę czarno- białych postaci. U-WIEL-BIAM, kiedy bohaterowie, albo chociaż ich część, nie są ani do końca dobrzy, ani do końca źli. Począwszy od Katniss, która z jednej strony walczy o wyższe cele, ale z drugiej ma krew na rękach, przez Peetę, tak przecież szlachetnego, a z którego, po torturach w Kapitolu wychodzą najgorsze demony, aż do kierujących rebelią, którzy nie zawahają się sięgnąć po, delikatnie mówiąc, nieetyczne metody, byle tylko obalić prezydenta Snowa. Dzięki temu wszystkiemu fabuła zyskuje niesamowitą głębię. Collins poprowadziła te wątki w sposób tak przemyślany, że nie można się od tego oderwać.

Nie spodziewałam się tego, ale naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Gdyby ktoś po pierwszej części powiedział mi, że po "Kosogłosie" będę się rozpływać nad całą historią, chyba bym bardzo niekulturalnie zaśmiała mu się w twarz. A tak, po zakończeniu zbierałam szczękę z podłogi i cieszyłam się, że nie zrezygnowałam z lektury po pierwszym tomie. Tak że, krótko mówiąc, nieważne, jak się zaczyna, ważne jak się kończy, w ogólnym rozrachunku "Igrzyska śmierci" zawojowały moje serce i wybaczam Katniss jej wcześniejszą głupotę emocjonalną. Amen.

9 komentarzy:

  1. Również uważam, że to najlepsza część tej trylogii. Po drugim tomie, który był dość mocno średni, nie spodziewałam się, że ta seria zakończy się tak dobrze. Zupełnie nie przewidziałam zakończenia i podobnie jak Ty, zbierałam szczękę z podłogi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też uważam, że to najlepsza część. Jednak seria urzekła mnie od samego początku. :)
    Zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałyśmy cię do LBA ^^
      http://bibliotekatajemnic.blogspot.com/2016/09/1-liebster-blog-award.html

      Usuń
  3. O trylogii słyszałam zarówno sporo dobrego, jak i złego. Ja chyba jednak się nie skuszę, pomimo większości zachęcających opinii.
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie jakoś nie ciągnie do tej serii.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sympatycznie spędziłam czas przy tej serii, dobrze mi się ją czytało. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam w planach tę serię, ale póki co jakoś się nie składa. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A dla mnie „Kosogłos” tylko wbił Katniss (jako postaci) gwóźdź do trumny. Po prostu wydaje mi się, że to właśnie tutaj wyszło to, jak bardzo ta postać jest niekonsekwentna. Ale to tylko moje zdanie. :) Jednak książka sama w sobie bardzo mi się podobała. Jest chyba najdojrzalsza ze wszystkich części.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam całą trylogię. Niestety (by mocno nie spamować) ciężko przyjęłam uśmiercenie pewnych postaci w tej ostatniej części. Czy to było konieczne? Pewnie było, by Czytelnik posiadł cały wachlarz emocji w trakcie lektury... Co do bohaterów masz rację- niesamowite są ich przemiany. Nikt nie jest ideałem. A Peeta? Nie mogłam się przyzwyczaić do jego nowego sposobu patrzenia na Katniss. I to zakończenie...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podobał Ci się wpis - zostaw komentarz. Będzie mi bardzo miło :)
A jeśli Ci się nie podobał - to też zostaw komentarz, byle (w miarę) cenzuralny i konstruktywny - chętnie dowiem się czegoś, czego bez Twojej pomocy bym się nie dowiedziała i poznam Twoje spojrzenie na dany temat :)