Sesja
poszła mi łatwo jak nigdy, więc kilka dni wolnego postanowiłam jakoś
wykorzystać. Mam takie swoje miejsce prawie na końcu świata, gdzie "ładuję
akumulatory" i odpoczywam psychicznie, więc, nie namyślając się wiele,
udałam się tam. Cisza, spokój i pakiet antystresowy w postaci trzech
kotów pozwoliły mi chociaż trochę oderwać się od szarych i smutnych jak
... Kielc. Oczywiście podczas ostatnich kilku dni miałam sporo czasu na
czytanie. Cztery książki w ciągu tygodnia to chyba przyzwoity wynik?
Książka
opowiada o losach młodej dziewczyny, która wychodzi za mąż za bogatego
dziedzica i w jednej chwili z ubogiej panny do towarzystwa starszej kobiety
staje się zamożną panią De Winter. Nieśmiała i nieobyta w "wielkim
świecie" żyje jednak w cieniu pierwszej, zmarłej pani De Winter- Rebeki-
pięknej, pewnej siebie i czarującej. Nie wszystko jednak jest takie jak się
wydaje, a główna bohaterka zostaje wplątana w pasmo intryg i niebezpieczeństw.
"Rebeka"
nie jest książką, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale czytało się ją
nieźle. Rozwój wypadków jest w większości łatwy do przewidzenia, ale niektóre
wątki mogą zaskoczyć czytelnika. Tak jak już napisałam, nie jest to moja bajka,
ale wielbiciele gatunku na pewno nie będą zawiedzeni. Moja ocena: 6/10.
Kolejna
książka należy do tych "na jeden wieczór" i jest swego rodzaju
ciekawostką literacką. Mowa o "Ćwiczeniach stylistycznych" Raymonda
Queneau. Co tu dużo mówić: jedno banalne opowiadanie o najbardziej prozaicznej
sytuacji w autobusie zostało opowiedziane na 99 sposobów. Niemożliwe? A jednak!
Byłam
nastawiona trochę sceptycznie, bo w sumie ile można pisać o zatłoczonym
autobusie, a nawet jeżeli można, to raczej będzie to zapewne nudne. Na
szczęście grubo się myliłam. Książka jest całkiem zabawna i mimo, że czytelnik
99 razy czyta w zasadzie to samo, wcale nie jest znudzony, a wręcz przeciwnie-
ciekawi go, jak będzie wyglądało kolejne opowiadanie. A po skończeniu lektury
chciałoby się więcej. Z czystym sumieniem daję 8/10.
I
znów książka na jeden wieczór- "Angielska choroba" Magdaleny
Samozwaniec. Krótka historyjka opowiedziana przez psa Florka- jamnika jak się
patrzy, choć bez rodowodu- o jego podróży (nielegalnej!) do Anglii, którą odbył
ze swoją właścicielką Różą.
Takiej
lektury potrzebowałam. Krótka, lekka z dużą dawką humoru i ironii. Florek,
będący przede wszystkim narratorem, przedstawia ze swojej psiej perspektywy
życie i sposób postrzegania świata przez polskich emigrantów. Niestety, zostali
oni przedstawieni jako ludzie uważający siebie za lepszych, a Polskę, którą
zostawili, za kraj wręcz prymitywny i będący daleko w tyle za nowoczesnym
zachodem. Oczywiście pod uwagę należy wziąć, że książka została wydana w 1983
roku.
Książka
przypadła mi do gustu również ze względu na to, że jestem posiadaczką psa z
charakterkiem. A tutaj mamy Florka, który przede wszystkim dba o własne
interesy, ale jest też przykładem bezgranicznej miłości i przywiązania do
swojej właścicielki.
7/10
Na
koniec "Morza wszeteczne" Marcina Mortki. NiechcÄ…cy
rozpoczęłam czytanie kolejnego cyklu, mimo że nie skończyłam jeszcze dwóch
innych, ale nie szkodzi. Moje spotkanie z twórczością Mortki znów było bardzo
udane. Odnalazłam tutaj to wszystko, co wciągnęła mnie w Przygodach Madsa Voortena:
wyraziste postacie, świetne dialogi, poczucie humoru oraz ciekawie
skonstruowana fabuła.
Pierwszy
rozdział wprawił mnie w konsternację. Żadnych opisów, przybliżenia postaci (no
może tyle, że kapitan Roland nie lubił piątków); od razu lądujemy w środku,
przepraszam za wyrażenie, srogiej rozpierduchy. Portowe miasto Necroville,
niecieszące się najlepszą sławą, zostaje zbombardowane, a kapitan Roland
Wywijas wraz ze swoją załogą, aby ujść z życiem musi paktować ze Złym. Przez to
staje się częścią rozgrywek Aniołów i Demonów, mogących doprowadzić do... końca
świata. Później jednak wszystko zgrabnie się wyjaśnia, a czytelnik ani przez
moment siÄ™ nie nudzi.
Połączenie książki fantasy i przygodowej to idealna mieszanka, także w wydaniu Marcina Mortki. Mamy tu piratów wyglądających jak wyciągnięci z Latającego Holendra, którzy może i nie są zbyt rozgarnięci, ale można na nich liczyć, młodego kapitana borykającego się z własną klątwą, statek pełen mniejszych i większych demonów, żyjących własnym życiem, wyjący galion, anioły, które raczej nie przypominają delikatnych postaci o słodkich buźkach i demony zajmujące się dystrybucją książek. A to wszystko wplecione w interesującą fabułę. Bez zbędnego ględzenia, za to z dużym poczuciem humoru. Nawet te wszystkie wulgaryzmy i wyzwiska nie są męczące, a nawet można powiedzieć, że są... na miejscu? W każdym razie na pewno sięgnę po kolejną cześć, a moja ocena to 7+/10.
TrochÄ™
się tego zebrało :) a w kolejce czekają kolejne książki, tak że do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli podobał Ci się wpis - zostaw komentarz. Będzie mi bardzo miło :)
A jeśli Ci się nie podobał - to też zostaw komentarz, byle (w miarę) cenzuralny i konstruktywny - chętnie dowiem się czegoś, czego bez Twojej pomocy bym się nie dowiedziała i poznam Twoje spojrzenie na dany temat :)