Tytuł: Światło, którego nie widać
Autor: Anthony Doerr
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 640
7/10
Bardzo długo
zbierałam się do przeczytania tej książki, również samo czytanie zajęło mi
sporo czasu. Zdania na jej temat są podzielone, budzi sprzeczne opinie, ale
jedno jest pewne: "Światło, którego nie widać" zapada głęboko w
pamięć.
Akcja
powieści jest wielowątkowa, jednak wszystko sprowadza się do małego,
malowniczego miasteczka Saint- Malo we Francji, do którego, po zajęciu przez
hitlerowców Paryża, wraz z ojcem udaje się nastoletnia Marie- Laure.
Dziewczyna, będąc dzieckiem utraciła wzrok, jednak ze wszystkich sił stara się
funkcjonować jak zdrowy człowiek. Aby jej to ułatwić, ojciec (przed wojną
będący ślusarzem w paryskim muzeum) buduje dla niej miniaturowy model miasta. W
krótkim czasie Saint- Malo staje się jednym z ostatnich bastionów
nieprzyjaciela, ostrzeliwanym niemal ze wszystkich stron przez aliantów, a
dziewczyna, zdana sama na siebie, będzie musiała poradzić sobie w takich
warunkach. Zda sobie również sprawę, że istnieje jeszcze jeden powód, dla
którego znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W Saint- Malo znajduje
się także Werner Pfennig, żołnierz Wehrmachtu, specjalista od namierzania
wrogich transmisji radiowych. Tym razem jego misja przeistoczy się w coś dużo
ważniejszego dla niego samego. Ogarnięte chaosem miasto okaże się kluczem do
rozwiązania zagadki z jego dzieciństwa i pozwoli odnaleźć wartości zatarte
przez wojnę.
Muszę
przyznać, że Doerr znakomicie wykreował bohaterów. Zazwyczaj, mówiąc o wojnie,
przed oczami mamy ogół społeczeństwa, żołnierzy, poległych. Tutaj zauważamy, że
ten ogół jest tworzony przez jednostki, dla których wojna jest osobistą
tragedią i wpływa bezpośrednio na ich własne życie. Z zainteresowaniem
śledziłam losy Marie- Laure, dla której, jako osoby niewidomej, nawet takie
"normalne" życie codzienne jest utrudnione. Jednak dziewczyna
wykazuje się ponadprzeciętnym uporem, hartem ducha, odwagą i inteligencją. Nie
potrzebuje niczyjej litości, a w obliczu zagrożenia wytęża wszystkie swoje
siły, aby stawić mu czoła. Również Werner, wydawałoby się, żołnierz, jakich
wiele, przeżywa osobiste rozterki, zastanawia się, czy to, do czego został
wyszkolony rzeczywiście ma sens i jest takie, w jakie kazano mu wierzyć.
Bardzo
trudno jest mi wyrazić jednoznaczną opinię o tej książce. Bardzo przeszkadzał
mi brak jednolitej, chronologicznej fabuły. Akcja powieści rozpoczyna się
niejako w połowie, jest przeplatana retrospekcją, do momentu
"wyrównania" czasu akcji. Na początku byłam mocno zdezorientowana, a
wejście w ten sposób przedstawiania wydarzeń wymagał nie lada skupienia. Na
całe szczęście, sama historia jest bardzo wciągająca, więc nie trzeba było tego
skupienia wywoływać na przymus.
Swoją drogą
tak sobie myślę, że prowadząc fabułę w taki, a nie inny sposób, autor prowadzi
z czytelnikiem grę. Akcja rozwija się na trzech płaszczyznach, z początku
mających ze sobą niewiele wspólnego, które z każdym rozdziałem nabierają
spójności. Kiedy jednak czytelnik ma nadzieję na odkrycie jakichś ważnych dla
fabuły aspektów - nagle zostaje przeniesiony do innego wątku (lub czasu). Z
jednej strony strasznie to denerwujące, z drugiej pobudza ciekawość i chęć
poznania finału historii.
Można się
zastanawiać, czy "Światło, którego nie widać" zasługuje na Nagrodę
Pulitzera, czy nie. Ja wiem jedno. Ta książka po prostu ma coś w sobie.
Nietrudno się domyślić, że dla mnie plusem jest już to, że czerpie z historii
XX w., zwłaszcza z tematyki II wojny światowej. Z drugiej strony przecież samo
to nie oznacza od razu, że książka będzie dobra. Wojna to przerażający czas, aż
trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie w takich realiach, co dopiero kiedy jest
się niewidomą nastolatką. Doerr świetnie wykreował świat otaczający bohaterów.
Szczególnie uderzający jest sposób myślenia nauczycieli i wychowanków
niemieckich ośrodków wychowawczych. Całkowite wypranie mózgów i nasterowanie
młodych ludzi prowadzące do bezrefleksyjnego okrucieństwa wręcz przeraża, tym
bardziej, że autor przedstawił je, jakby było najnormalniejszą rzeczą pod
słońcem. Z drugiej strony, mimo beznadziejnej sytuacji ludności cywilnej
okupowanego kraju, rodzi się w niej opór i chęć przeciwstawienia się ciemiężcy.
Wymaga to odwagi i ryzyka, ale daje poczucie wewnętrznej wolności.
"Światło,
którego nie widać" nie należy do pozycji, które czyta się lekko. Sama
wielokrotnie odkładałam tę książkę, żeby po kilku minutach do niej wrócić. Po
przeczytaniu ostatniej strony i nieco melancholijnym zakończeniu miałam
typowego kaca książkowego, przez co do napisania tej recenzji zbierałam się
ładnych kilka dni. Być może kiedyś do niego wrócę, być może wtedy wyciągnę inne
wnioski, na pewno nie jest to książka, po której przeczytaniu stwierdza się
"no tak, fajnie się czytało, ogólnie ok" i zapomina się o niej w
ciągu kilku miesięcy.
*Mogą pojawić się spoilery* Brak jednolitej fabuły był tu plusem i minusem zarazem. Z jednej strony pobudzało do ciekawość do granic możliwości, ale z drugiej irytowało mnie, gdy autor zmieniał wątek w momencie, kiedy miało dojść do ważnego wydarzenia. Byłam bardzo zadowolona do póki autor nie połączył losów głównych postaci. Te zdarzenie było do przewidzenia, ale nie spodziewałam się takiej końcówki. Szczególnie śmierć chłopaka pozostawiła po sobie gorzki posmak i to nie taki, dzięki któremu wylewa się łzy. Bardziej gorycz z niewymówionym pytaniem ,,Dlaczego?''. Nie wiem dlaczego ta książka dostała nagrodę Pulitzera. Widocznie większość - tak jak ty - znalazła w tej lekturze coś, czego ja nie dostrzegłam. Z jednym muszę się zgodzić, długo nie zapomnę tej historii.
OdpowiedzUsuńWielopasja
Widziałam wiele, naprawdę wiele pochlebnych komentarzy na temat tej książki. Sama jednak jeszcze jej nie przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńCo do Twojego komentarza na moim blogu: żaden wstyd, że kogoś nie znasz :) masz jeszcze mnóstwo czasu, aby go poznać :)
Bardzo, bardzo, ale to bardzo chce przeczytać tę książkę:) mam taką tendencję do książek nagradzanych tą nagrodą, że zawsze mi się podobają. Mam nadzieję, iż ta również:)
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na półce i sporo sobie po niej obiecuję. :)
OdpowiedzUsuńCZEŚĆ! Nominowałam Cię na swoim blogu do LBA :) Mam nadzieję, że z chęcią odpowiesz na moich 11 pytań :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, dziękuję :) z chęcią odpowiem na pytania :)
UsuńPrzyznam szczerze, że zupełnie nie ciągnęło mnie do tej książki. Jednak Twoja opinia sprawiła, że zaciekawiłaś mnie tą lekturą - może kiedyś skuszę się na nią, nawet pomimo tego, iż szybko zapomnę o całej treści.
OdpowiedzUsuńDosłownie wczoraj koleżanka poleciła mi tę pozycję!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ten tytuł zostaje na długo w pamięci, więc coś w nim jest. A nagrody zawsze wywołują kontrowersje, sama nie chciałabym wybierać tej jedynej i najlepszej, bo to bardzo trudne.
OdpowiedzUsuń