Tytuł: Kiedy odszedłeś
Autor: Jojo Moyes
Wydawnictwo: Między Słowami
Liczba stron: 496
6/10
Znowu
wygrała u mnie ciekawość. Nieważne, że jestem w trakcie czytania innej
książki, po obejrzeniu "Zanim się pojawiłeś" postanowiłam pójść za
ciosem i poznać dalsze losy Lou. Co z tego wynikło?
Od śmierci
Willa minęły dwa lata. W tym czasie Lou podróżowała, poznała wiele ciekawych
miejsc i ludzi i starała się "po prostu żyć dobrze". Mimo obietnicy,
którą złożyła Willowi, Lou wraca do punktu wyjścia, a odejście ukochanego staje
się coraz bardziej przytłaczające. Przeprowadzka do Londynu nie spowodowała
spektakularnych zmian, praca nie daje satysfakcji, a każdy dzień naznaczony
jest niekończącą się żałobą i tęsknotą. Do tego wszystkiego dochodzi wypadek,
który jeszcze bardziej komplikuje życie dziewczyny. Ale czy, paradoksalnie, nie
będzie on punktem zwrotnym w życiu Lou? Jakie miejsce w jej życiu zajmą
przypadkowo poznane osoby? I czy wreszcie dziewczyna będzie w stanie ułożyć
sobie życie? - Dowiecie się, czytając "Kiedy odszedłeś".
Od razu
mówię: "Kiedy odszedłeś" nie dorasta do pięt "Zanim się
pojawiłeś" (i tu recenzja mogłaby się skończyć, skoro zaczęłam tak z
grubej rury). Ale nie oznacza to, że książka jest słaba. Po prostu ciężko
byłoby po tak rewelacyjnej powieści napisać coś równie dobrego. Dlatego też nie
ma co tych książek porównywać.
Jojo Moyes w
dalszym ciągu utrzymuje wysoki poziom. Bardzo plastycznie, a zarazem
realistycznie kreuje świat przedstawiony, pisze przystępnym językiem, nie
szczędzi humorystycznych wstawek. Każdy nowy bohater staje się istotną częścią
fabuły. Losy Lou zostały przedstawione w sposób spójny i interesujący. A jeżeli
już o postaciach mowa, to bardzo spodobało mi się, że mimo śmierci, Will dalej
jest w pewnym sensie bohaterem książki. Nie ułatwia to życia Lou, która staje
się powoli emocjonalnym wrakiem, ale dodaje fabule ciągłości. Swoją drogą po
pojawieniu się Lily sądziłam, że młody Traynor naprawdę do końca był
wyrachowanym dupkiem, ale na szczęście prawda okazała się nieco inna.
Po raz
kolejny książka Moyes jest bardzo dobrą analizą psychologiczną postaci. Dzięki
dokładnym, ale nie nużącym opisom czytelnik może wczuć się w sytuację Lou; po
przeczytaniu "Zanim się pojawiłeś" można było wnioskować, że mimo
ciężkich przeżyć jej życie będzie poukładane i bezproblemowe, tymczasem
dostrzegamy, jak wielkie piętno odcisnęły na niej wydarzenia związane ze
śmiercią Willa. Lou nie jest już tą samą pełną życia dziewczyną z małego
miasteczka, jest przytłoczona żałobą i nie potrafi pogodzić się ze śmiercią
ukochanego. Z drugiej jednak strony, kiedy dochodzi do wypadku i wydaje się, że
gorzej być nie może, w życiu Lou pojawia się promyk nadziei. Pozostaje tylko
kwestia tego, czy odważy się go wykorzystać. Oprócz historii Lou interesujące
są także losy Lily - nastolatki, która "z buta" wtargnie w życie Lou,
wywracając jej do góry nogami (tak, da się jeszcze bardziej), przy czym nada mu
nowy sens. Tutaj muszę zaznaczyć, że postać Lily jakoś nie przypadła mi do
gustu, a czasem wręcz działała mi na nerwy, ale wprowadzenie tej bohaterki
nadaje historii tempa i ożywia ją.
Podsumowując:
książka "Kiedy odszedłeś" nie powtórzyła sukcesu "Zanim się
pojawiłeś", bo jest zupełnie inna od swojej poprzedniczki. Nie
oszukujmy się, nie ma tutaj tej magii, która tak ujmowała w pierwszym tomie,
nie ma tylu wzruszeń i tym razem nie wylałam wiadra łez, ale za to jest dobrze
poprowadzona akcja, nowi, pełnokrwiści bohaterowie (również płci męskiej) i po
prostu ciekawa historia. Wieczór spędzony z ta lekturą absolutnie nie był
czasem straconym.
Planuję niedługo sięgnąć po "Zanim się pojawiłeś", jednak najpierw obejrzałam film i teraz trochę ciężko... Poryczałam się, bo do końca wierzyłam w szczęśliwe zakończenie, a tu bum- zetknięcie z rzeczywistością bywa brutalne. Jednak Twoja recenzja o drugiej części trochę mnie pociesza, bo wiem, że Lou jakoś da sobie radę, a przynajmniej się postara. Cieszy mnie to, że Jojo Moyes nie straci głównej bohaterki od razu na straty, tylko będzie starała się o nią walczyć, walczyć o to, aby jakoś przebrnęła przez żałobę po Willu, choć pani Moyes jest świadoma, że to nie będzie ta sama Lou.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:),
Julia z uliczkatajemnic.blogspot.com
Mam już w planach, czekam tylko na wolniejszą chwilę. :) Oba tytuły mnie przyciągają. :)
OdpowiedzUsuńCzasami oczekujemy kontynuacji klimatu w kolejnych tomach, kiedy tego nie otrzymujemy, bardzo ciężko jest nam się przestawić na nowe. Ale to też ma swój urok. :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ale na pewno skorzystam. Tyle mi się nagromadziło książek, że nie wiem, które mam czytać :) Filmu również nie widziałam! A już byłam tak blisko jego obejrzenia :) Więc jeszcze cała atrakcja historii przede mną :)
OdpowiedzUsuńJuż kilka razy czytałam w recenzjach, że sequel na tle "Zanim się pojawiłeś" wypada bardzo blado, trudno jednak sobie wyobrazić sytuację, w której by się nie chciało poznać dalszych losów Lou. Z przyjemnością przeczytam, choć nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań :)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie ciągnie ani do pierwszej części ani do kolejnej. Nie moje klimaty:)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu "Zanim się pojawiłeś" uznałam, że to jest dobre zakończenie tej historii. Nie chce poznawać dalszych losów, bo często takie książki są nieudane i pozostawiają niesmak. Czasem trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć stop :)
OdpowiedzUsuń