Tytuł: Pięć dni ze swastyką
Autor: Artur Baniewicz
Wydawnictwo: Zak Horyzont
Liczba stron: 654
7+/10
Może zabrzmi to pompatycznie, ale serce mnie boli z powodu totalnego braku czasu na czytanie. Czerwiec miał być być nieco luźniejszym miesiącem, ale póki się nie obronię, chyba nic się nie zmieni. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie znalazła choć chwili czasu na lekturę, a zwłaszcza taką.
Kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź "Pięciu dni ze swastyką", wiedziałam, że muszę ją przeczytać i, ku mojej wielkiej uciesze, dostałam taką możliwość :)
Przyznaję
uczciwie, że pierwszy raz zetknęłam się z twórczością pana Baniewicza i, cóż,
chyba wyszłam trochę na ignorantkę, ale obiecuję poprawę i chętnie zapoznam się
z innymi jego książkami, bo z tego, co czytałam na forach i blogach, ale też
wnioskując po lekturze "Pięciu dni...", na pewno nie będzie to czas
stracony.
Akcja
powieści rozgrywa się w 1942 roku. Trwa wojna, nikt nie jest bezpieczny i nikt
tak na prawdę nie wie, czy dożyje jutra. Nikomu nie można ufać, nie ma czegoś
takiego jak bezpieczna kryjówka. W takich właśnie realiach były komisarz Paweł
Bujnicki pracuje dla lwowskiej komórki AK. Bohater z wzniosłymi ideami? - To
nie ten rodzaj powieści historycznej. Bujnicki jest specem od mokrej roboty,
ponieważ dostaje za to wynagrodzenie, a walka za ojczyznę, to jedna z ostatnich
rzeczy, jakie przychodzą mu na myśl. Po jednej z akcji likwidacyjnych na drodze
komisarza pojawia się niemiecki oficer stacjonujący we wsi pod Kielcami i
niezbyt delikatnie nakłania Pawła, by ten pomógł mu w rozwikłaniu zagadki
zabójstwa jednego z podległych mu żandarmów. Okazuje się, że ci dwaj,
będący z definicji wrogami, mają ze sobą wiele wspólnego i tylko pięć dni na
odnalezienie sprawców niewyjaśnionej śmierci. Spoiwem łączącym wszystkie te
okoliczności jest kobieta, więc sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana.
Ba! Jedna kobieta to już i tak spora dawka kłopotów, ale dwie...
Największą
zaletą powieści Baniewicza jest to, że nic tu nie jest oczywiste. Autor
porzucił znane schematy. Nie ma tutaj jednoznacznie bohaterskich partyzantów,
prześladowanych Żydów i pozbawionych skrupułów Niemców. Przede wszystkim jest
wojna, a żeby przeżyć, ludzie są zdolni do najgorszych czynów. Oczywiście, nie
ma też tutaj całkowitej zamiany ról, jednak przyznaję, że takie "zachwianie
proporcji" sprawia, że książkę czyta się z dużym zainteresowaniem. Autor
wykreował wyrazistych bohaterów, przy czym nie wszyscy są tacy, jakimi na
początku się wydają. Osobiście polubiłam postać Cześka Misiudy, choć na
początku zapowiadał się na kawał drania. Świetne jest to, że niemal każdy z
bohaterów ma swoje tajemnice, które okrywamy z biegiem akcji, a dzięki temu
niemal każdy z nich może być potencjalnym sprawcą zabójstwa.
"Chaja,
to ochotnicy. Nikt ich do walki siłą nie goni. Nie mówię, że do konspiracji
idzie kwiat narodu, sami najlepsi i szlachetni. Tak to jest tylko w czytankach
dla małych dzieci. Różni idą. I z różnych pobudek, czasem z cholernie niskich
albo całkiem idiotycznych. Ale zwykle jakiś tam honor każdy ochotnik
posiada."
Kolejnym
plusem jest to, że Baniewicz zrezygnował z szablonu powieści kryminalnej.
Owszem, mamy nieco mgliste wprowadzenie, prowadzenie śledztwa, wiele poszlak, z
początku prowadzących w ślepy zaułek, ale z czasem łączących się w logiczną
całość, aż do rozwiązania zagadki. I kiedy złoczyńcy w widowiskowy sposób
zostają ujęci, to... zostaje za dużo stron do końca :) I wtedy
"zabawa" zaczyna się jakby od nowa, z tym, że czasu jest zdecydowanie
mniej. Dla mnie jest to świetny zabieg, bo kiedy myślałam, że po raz kolejny
przy czytaniu kryminału zgadłam, kto jest winny, okazało się, że autor wodził
mnie za nos jak dziecko, ale, szczerze mówiąc, lubię kiedy książka zaskakuje
mnie w ten sposób.
Gdyby
nie totalny brak czasu, pochłonęłabym "Pięć dni ze swastyką" w dwa
wieczory. Co prawda, na początku ciężko było mi zorientować się o co chodzi,
ale akcja bardzo szybko zyskuje na spójności. Książka jest napisana z pazurem,
bez zadęcia, za to trochę "zadziornym" językiem i z idealnie
wpasowującym się w klimat poczuciem humoru. Akcja jest wartka i ciekawa: nie
obyło się bez walk, przesłuchań i strzelanin. Niemal każdy bohater wnosi coś do
fabuły. Dla mnie: rewelacja! Tym bardziej, że między tym wszystkim autor
sprytnie przemycił opisy realiów codziennego życia w okupacji, a, delikatnie
mówiąc, nie należało ono do najłatwiejszych.
Podsumowując:
"Pięć dni ze swastyką" jest książką wartą polecenia. Przypadnie do
gustu zarówno miłośnikom kryminału, jak i powieści historycznej. Mimo sporej
objętości, czyta się ją bardzo szybko, a czytelnik, oprócz kilku godzin
rozrywki, otrzymuje także trochę wiedzy historycznej.
Za
możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Znak Horyzont:
Lubię książki, które dotyczą wojny i są oparte o okres wojenny. Chociaż rzedko sięgam po polskich autorów, to mam nadzieję, że znajdę tą pozycję i ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńCo do Twojego komentarza na moim blogu: ja zbyt bardzo "poleciałam" w stronę przesłodzonych obyczajówek i mi się przejadły. Tutaj natomiast narratorem jest mężczyzna, więc nie można oczekiwać długich opisów przestrzeni, uczuć i relacji miedzy ludźmi. Jest akcja, która toczy się bardzo szybko i ani na moment nie odczujesz, że jesteś znudzona.
Podoba mi się to, że autor porzuciła schematy. Ten aspekt mnie bardzo ciekawi.
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam już na swojej liście do przeczytania, czeka tylko na odpowiedni nastrój. :)
OdpowiedzUsuń