Tytuł:49
idzie pod młotek
Autor:
Thomas Pynchon
Wydawnictwo:
Literackie
Liczba
stron:244
5+/10
Edypa
Maas wiedzie raczej spokojne życie przeciętnej pani domu. Pewnego dnia jednak
okazuje się, że jej kochanek- Pierce Inverarity- umiera, czyniąc ją
wykonawczynią swojego testamentu, w którym zapisał jej ogromną fortunę. Edypa
nie wie jeszcze, że wypełniając ostatnią wolę zmarłego, stanie się częścią
ogromnej intrygi, spisku, albo mistyfikacji na wielką skalę. Jakie tajemnice
skrywa korporacja Yoyodyne? I co z tym wszystkim mają wspólnego znaczki
pocztowe i ŚMIETNIK? - odpowiedzi możecie spróbować poszukać w powieści Thomasa
Pynchona.
Do
książki podchodziłam z nastawieniem przeczytania jej w jeden wieczór. Niestety,
fabuła jednak nie wciągnęła mnie na tyle. Momentami nie mogłam się skupić na
danym wątku i być może także przez to nie wychwyciłam niektórych subtelności
ważnych z punktu widzenia historii Edypy. Na pewno nie można odmówić autorowi
inteligencji i pomysłowości - Edypa niejednokrotnie znajdowała się w bardzo
dziwnych miejscach z bardzo pokręconymi ludźmi w bardzo niecodziennych
sytuacjach. Nie lubię tego słowa, ale mam ambiwalentne uczucia co do opisów: z
jednej strony wybijały mnie z rytmu wczuwania się w fabułę i wydawały mi się za
długie, ale z drugiej strony te egzystencjalne przemyślenia były tak trafne i
przede wszystkim błyskotliwe, że nie umiałam ich pominąć.
Książka
ma bardzo specyficzny klimat i trudny, ale jednocześnie świetny styl, który
jest jej dużym atutem. Przemierzanie kilometrów autostrad Ameryki klasycznym
wozem, często w nocy, podejrzane kluby, balansowanie między jawą, a snem,
poszukiwanie własnego ja i jego miejsca w plątaninie zdarzeń - od razu na myśl
przyszło mi "W drodze" Kerouaca. W obu książkach pojęcie wolności i
poszukiwania siebie zostało przedstawione w szczególny sposób.
Powieści
postmodernistyczne nie należą do gatunku, po który sięgam często, niemniej
jednak raz na jakiś czas mnie przyciągają. Do przeczytania "49 idzie pod
młotek", oprócz objętości książki, przekonały mnie także bardzo podzielone
opinie na lubimyczytac.pl Wybierając
taką "niejednoznaczną" książkę zawsze jestem ciekawa, po której
stronie sama się opowiem po jej przeczytaniu. Cóż... w tym przypadku nie będę
należała do osób zachwycających się tą pozycją i nie znajdzie się ona w gronie
moich ulubionych. Na pewno jednak znajdzie swoich właścicieli, bo nie można
zaprzeczyć, że jest to klasyka gatunku.
Skoro tak niejednoznaczna w odbiorze, z pewnością po nią sięgnę, już wpisałam na listę książek do przeczytania. :)
OdpowiedzUsuńT.Pynchon jest na liście autorów, których twórczość zamierzam poznać. Szkoda, że czasu tak mało, a książek tak dużo:(2
OdpowiedzUsuńSłyszałam dużo o tej książce i zawsze się zastanawiałam czy po nią nie sięgnąć. Dzięki Twojej recenzji pewnie ją kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuń