Tytuł:Zabójstwo Pitagorasa
Autor: Marcos Chocot
Wydawnictwo: MUZA SA
Liczba stron:704
6+/10
Daaawno mnie
tu nie było. Chociaż w sumie to byłam, odwiedzałam blogi i komentowałam, ale
jakoś brakowało mi czasu na czytanie i napisanie paru słów, dlatego
dzisiaj, po dość długiej przerwie udało mi się naskrobać coś na kształt
recenzji.
Akcja
powieści rozgrywa się we wspólnocie pitagorejskiej w Krotonie w 510 r. p.n.e.
Pitagoras, wielki matematyk, mistrz i polityk, odczuwając ciężar podeszłego
wieku, postanawia wyznaczyć swojego następce, który zarówno duchowo, jak i
naukowo będzie przewodził wspólnocie, kontynuując jego dzieło. Spokojne i
poukładane życie pitagorejczyków legło jednak w gruzach, kiedy jeden z
kandydatów zostaje otruty. Pitagoras prosi o pomoc Egipcjanina Akenona w
rozwikłaniu mrocznej zagadki, z czasem jednak okazuje się, że sprawy coraz
bardziej się komplikują, a wspólnota oraz cała Krotona i okoliczne miasta stoją
w obliczu ogromnego zagrożenia.
Podchodziłam
z rezerwą do tej książki, bo mimo iż jestem na studiach technicznych, sama
matematyka nie należy do moich najmocniejszych stron. Na szczęście okazało się,
że wykorzystane przez autora zagadnienia matematyczne, choć w kulminacyjnym
momencie okazały się kluczowe dla fabuły, zostały przedstawione w sposób
przystępny dla czytelnika. Przede wszystkim ukłony dla Chicota za fakt, że
kwestie wręcz nudne dla wielu odbiorców, takie jak wałkowane od podstawówki
twierdzenie Pitagorasa, liczba pi, czy wielościany foremne, wykorzystał
do stworzenia ciekawej, spójnej i momentami zaskakującej fabuły.
Książka
niestety jest nierówna, jeżeli chodzi o poziom. Trochę zniechęcał mnie
przydługi początek, później na szczęście akcja zaczęła się ładnie rozwijać,
mniej więcej w połowie "opadła mi szczęka" przez nieoczekiwany zwrot
i mocne podkręcenie tempa, potem akcja znowu nieznośnie zwolniła, aż do
świetnie obmyślonego i spektakularnego wyjaśnienia zagadki, z dobrym, acz
nieco, według mnie, niedopracowanym zakończeniem (chociaż, nie chwaląc się,
moje podejrzenia co do tożsamości czarnego charakteru okazały się od samego
początku trafne). Zaskoczeniem na duży plus są dla mnie krótkie rozdziały.
Zazwyczaj nie lubię, kiedy autor "skacze" między wątkami, a chcąc
jeszcze zbudować napięcie, rozdziały kończy w stylu: "jak się później
okaże, będzie tego żałował", albo "nie wiedział jeszcze, jak bardzo
się mylił". O dziwo tutaj, mimo takich zabiegów, nie wpływa to ujemnie na
jakość czytania, a dzięki małej objętości rozdziałów, to "skakanie"
między wątkami nie wybija czytelnika z rytmu, a wręcz daje mu możliwość
głębszego wniknięcia w historię.
"Zabójstwo
Pitagorasa" jest dobrą książką kryminalną i mimo sporej objętości, dobrze
się ją czyta. Połączyła w sobie mojego gimnazjalnego konika, czyli antyczną
Grecję z niezbyt kochaną przeze mnie matematyką, co w efekcie dało ciekawą i
wciągającą mieszankę. Okazuje się, że jeśli coś jest rudne, ale podane w
przystępnej formie, to jest to do przełknięcia, zwłaszcza, jeśli jest to
motorem napędzającym ciekawą historię.
Uwielbiam takie historie. Teraz sama czytam "Handlarz ksiąg przeklętych" i jest mega :) (na razie nie całe 80 stron). Super tu, teraz szaro :) a u mnie tak herbaciano :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że mogłaby mnie ta fabuła wciągnąć. Z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńLubię kryminały, ale nie przekonuje mnie ani matematyka, ani antyczna Grecja ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie sięgam po takie historie, dają przyjemne wrażenia po przeczytaniu. :)
OdpowiedzUsuńCzasem lubię poczytać kryminały, których akcja dzieje się w starożytności więc sięgnę po książkę.
OdpowiedzUsuńP.S. odpowiadam na komentarz z mojego bloga :) Kochana, to kup jakąkolwiek kolorowankę, teraz jest tyle do wyboru :) Kredki, pisaki... co tam chcesz i do dzieła! :)
OdpowiedzUsuńJa skończyłam polonistykę, no i tak sobie myślę, że może ta książka byłaby dobrym wyjściem naprzeciw moim zainteresowaniom (literatura) i tym, czego nie umiem i nie lubię (matematyka)? :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie historie, zawsze chętnie po nie sięgam. :)
OdpowiedzUsuń