Pogoda nie rozpieszcza, praca, uczelnia, magisterka, brak
czasu na czytanie... matko i córko, i synu, nie samym zapierniczaniem żyje
człowiek. Potrzebowałam oderwać się od tego. Potrzebowałam pozytywnego kopa,
zwłaszcza, że zaczynają się juwenalia. I takiego właśnie pozytywnego kopa z
pozytywnym przekazem w pakiecie dostałam na wczorajszym koncercie zespołu Tabu
w ogródku Pałacyku Zielińskiego.
Źródło: http://www.tabu.band.pl/
Na
swoim pierwszym (i do wczoraj jedynym) koncercie Tabu byłam sześć lat temu,
kiedy to jako dziecię skarżyskiego Semafora nie mogłam odpuścić imprezy takiej
jak Punky Reggae Live. Piękne to były czasy... człowiek miał siłę pogować i
wcale nie przeszkadzały mu siniaki w różnych dziwnych miejscach po całym tym
szaleństwie. Oprócz siniaków, z tamtego koncertu wyniosłam zauroczenie muzyką
Tabu, które trwa do teraz. Bo ten zespół to taki konkretny wyjątek od reguły
mówiącej, że polskie reggae podobno jest, delikatnie rzecz ujmując, słabe.
Przyznam
się, że kiedy dowiedziałam się, że koncert jest plenerowy, zastanawiałam się,
czy to w ogóle będzie miało sens. Moich wątpliwości nie rozwiał support- zespół
Voda. Owszem, zagrali kawał dobrego rocka, słychać było mocne inspiracje
klasykami gatunku takimi jak ZZ Top, czy Led Zeppelin, ale publika nie
wychyliła się ani o centymetr spod rozstawionych parasoli. Ale kiedy na scenę
wyszli muzycy z Tabu, to i deszcz przestał padać, i zimno nie przeszkadzało-
pod sceną od razu zrobiło się tłoczno. A kiedy popłynęły pierwsze nuty... co tu
dużo mówić. Odpłynęłam.
Nie
da się jednoznacznie zdefiniować muzyki granej przez ten zespół. Muzycy
wplatają w swoje kawałki elementy ska, funku, czasem mocniejsze brzmienia, ale
spoiwem jest bujający riddim. Taka fuzja wszystkiego, co gra w duszach
dziewięciu muzyków sprawia, że tak naprawdę człowiek nie orientuje się, kiedy
zaczyna się kołysać (bądź skakać i tańczyć) w rytm kolejnych kawałków. Poza tym
sekcja dęta jest genialna. Wszystko idealnie zgrane w punkt, z ciekawymi
smaczkami i akcentami. A do tego teksty- niby proste, ale z konkretnym
przekazem. Wszystko to nie miałoby racji bytu, gdyby nie energia i ekspresja
samego zespołu. Ogromna dawka pozytywnych emocji wysyłanych ze sceny wraca do
nich w postaci roztańczonej publiczności śpiewającej razem z nimi.
Każda
z płyt Tabu (a wydali cztery) jest nieco inna, w każdej pobrzmiewają inne
"smaczki", ale na koncercie z każdej nich wyciągnięta została
kwintesencja, dająca ponad godzinę duchowej uczty i totalnego chilloutu. A bis w
postaci: Jak dobrze Cię widzieć/ Nie chcę umierać/ Sarny był wisienką na tym
muzycznym torcie. Mimo chłodu- było warto. Klimatyczne otoczenie i dobra muzyka
to połączenie idealne na zwalczenie chandry.
Metryczka:
Skład:
Rafał Karwot - śpiew
Marcin Suchy - gitara, śpiew
Kamil Machulec - gitara
Łukasz Kulikowski - bas
Marcin Kisiel - perkusja
Adrian Burczy - instr. klawiszowe
Marcin Nyrek - puzon
Kacper Skoneczny - trąbka
Radosław Drobczyk - saksofon
Dyskografia:
Jednosłowo - 2006
Salut - 2009
Endorfina - 2012
Meteory - 2015
Przystanek Woodstock - 2014
Jednosłowo- reedycja - 2016
Nie znałam wcześniej tego zespołu, ale na pierwszy "rzut ucha" brzmi nieźle. :)
OdpowiedzUsuńW sumie rzadko słucham tego zespołu. Ale każdy koncert ulubionego artysty jest niezapomnianym przeżyciem :)
OdpowiedzUsuń